Badminton – najlepszy sędzia jest niewidoczny

gru 08 2022

Radomir Preyzner jest kierownikiem Wydziału Automatyki i Telemechaniki w legnickim oddziale TAURON Dystrybucji. Z firmą związany od początku swojej kariery zawodowej. Z pasją – badmintonem zetknął się na pierwszym roku studiów. Nigdy wcześniej nie był zawodnikiem, ale od 24. lat jest polskim i międzynarodowym sędzią w tej dyscyplinie.

Badminton wywołuje skojarzenia wakacyjno-rekreacyjne, a to jednak poważna dyscyplina.

Badminton w 1988 roku zagościł na Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Seulu jako dyscyplina pokazowa. Cztery lata później w Barcelonie był już dyscypliną medalową. Obecnie to w pełni profesjonalny sport z własnymi rakietami, butami, spodenkami i koszulkami. Porządna rakieta kosztuje 500-700 zł. Zawodnik przychodzi na mecz z termobagiem, w którym ma 5-6 rakiet, bo podczas agresywnej gry, naciąg rakiety niejednokrotnie pęka. Były lata, kiedy Polska miała osiągnięcia w badmintonie, zwłaszcza w młodszych kategoriach wiekowych. Jeśli chodzi o badminton w wersji amatorskiej, to też jest całkiem popularny. Często hale, w których gra się w badmintona są oblegane i trudno znaleźć wolne godziny.

W Twoim przypadku to nie była miłość od pierwszego wejrzenia?

Raczej nie. Na pierwszym roku studiów do sędziowania zachęcił mnie kolega, przedstawiając wizję: jedziesz na turniej, popracujesz, masz zapewniony nocleg, wyżywienie i jeszcze ci zapłacą. Skusiłem się. Kwoty nie były duże, ale wydawało mi się, że dla studenta nie ma lepszego zajęcia. A muszę zaznaczyć, że wcześniej ani nie grałem w badmintona, ani nie widziałem żadnego meczu na hali. Pierwsze zasady dotyczące samej gry usłyszałem od kolegi i wkrótce zaliczyłem kurs podstawowy. Po roku, czyli w 1999 zdałem egzamin państwowy i wtedy już mogłem sędziować w Polsce wszystkie turnieje. Tak zaczęła się moja przygoda z sędziowaniem. W następnych latach zdobywałem kolejne szczeble sędziowskich uprawnień. W 2005 roku status Badminton Europe Accredited, a w 2011 Badminton Europe Certifcated. Nie udało mi się jedynie dwukrotnie zdać egzaminu na poziom Badminton World Federation Accredited i to zamyka mi drogę do sędziowania np. podczas olimpiad. Egzaminy są dosyć trudne odbywają się podczas turnieju. Część pisemna to test – trzeba udzielić minimum 80% poprawnych odpowiedzi - znajomość przepisów to podstawa, bo decyzję musimy podjąć w ułamku sekundy. Część praktyczna to ocena twojego sędziowania. Sędziuję już 24 lata, ale koledzy czasami żartowali, że tak cisnę tych zawodników, bo nigdy nie grałem. Ale my jesteśmy od tego, żeby dbać o poziom meczu, ludzie chcą oglądać zawodników grających, a nie kręcących się po korcie i co chwilę wymieniających lotkę.

Dlaczego tak pokochałeś to sędziowanie?

To jest odskocznia od codzienności, domu, rodziny, pracy. To jest wejście w zupełnie inną rzeczywistość. Kilkudniowe, a czasami nawet kilkunastodniowe turnieje, podróże, nawiązywanie kontaktów, poznawanie różnych kultur i ludzi z całego świata. Sędziowanie turniejów to też ciężka fizyczna praca: hotel – hala, od 9:00 do 23:00 - tak wyglądają pierwsze dni eliminacji. Udział w turniejach to również spotkania w gronie ludzi, których łączy wspólna pasja. Nikt tego nie robi dla pieniędzy, bo na sędziowaniu w badmintona się nie zarabia, jest tylko kilku sędziów opłacanych przez Światową Federacją Badmintona. Organizatorzy opłacają transport na miejscu, hotel ze śniadaniem i dietę na wyżywienie. To wystarczy, ale nie generuje zysków. Jednak satysfakcja jest ogromna, choćby dlatego, że wchodząc na boisko zarządza się zespołem ludzi. W pracy, będąc na stanowisku kierowniczym też trzeba umieć podejmować szybkie i trafne decyzje i wziąć za nie pełną odpowiedzialność. Na boisku jest to samo, tyle że mamy na to ułamek sekundy. To również pewnego rodzaju duma, że na korcie jestem kimś ważnym, jestem w centrum wydarzeń. A poza tym, miło się później zobaczyć w telewizji czy na youtube. Choć sędziów raczej mało pokazują i to właściwie dobrze, bo na ogół oznacza to, że mecz został dobrze poprowadzony. Najlepszy sędzia jest niewidoczny.

Czy Twoja pasja jest czasochłonna?

Co roku 10 dni urlopu przeznaczam na wyjazd z rodziną, pozostałe 16 jest na badmintona. Moją żonę poznałem już jak byłem sędzią, więc się śmieję, że badminton był w moim życiu wcześniej. Rodzina to akceptuje. Staram się sędziować kilka mniejszych i jeden duży turniej w roku – na ogół to się udaje.

Rozmawiała
Małgorzata Wróblewska-Borek

Czytaj MegaMocne historie o pracownikach TAURON Dystrybucji w każdą środę w Dzienniku Zachodnim, Nowej Trybunie Opolskiej, Gazecie Wrocławskiej, Gazecie Krakowskiej oraz w Tauronecie: E-prenumerata wybranych regionalnych gazet (sharepoint.com).