W szkole podstawowej pierwsze szlify zdobywałem w kółku fotograficznym w Miejskim Domu Kultury. W szkole średniej „awansowałem” na fotografa klasowego, a nawet szkolnego, obsługując imprezy Zespołu Szkół Zawodowych nr 4. Potem było wojsko, małe dzieci – pasja zeszła na dalszy plan. W momencie, gdy pojawiła się fotografia cyfrowa, kupiłem pierwszą swoją „cyfrówkę”, Minoltę, i od tego czasu zaczęło się pstrykanie na imprezach. Współpracowałem z portalem „Moje Miasto Wrocław” – dzięki temu dostawałem akredytację i fotografowałem koncerty, imprezy
i wydarzenia we Wrocławiu. Przez moment byłem też firmowym fotografem we wrocławskim oddziale TAURON Dystrybucji. Od dziesięciu lat współpracuję z czasopismem „Królowa Pokoju” ojców oblatów we Wrocławiu na Popowicach. Współpracowałem także z fundacjami Bente Kahan
i Pro Arte, co umożliwiało mi fotografowanie wydarzeń w Synagodze pod Białym Bocianem. Wszystkie moje aktywności są charytatywne. To po prostu pasja i dobra zabawa. Od niedawna należę do grupy - „Foto-spacery Wrocław”.
Fotografowanie jest dla mnie dobrą zabawą, pozwala oderwać się od pracy czy innych obowiązków. Daje też możliwość kontaktów z ludźmi, również z dużo młodszymi – to inspirujące doświadczenie.
Trzeba dużo fotografować i zdobywać doświadczenie, nie bać się aparatu, bo się go nie zepsuje. Warto wziąć udział w warsztatach fotograficznych, skorzystać z podcastów, jest ich naprawdę sporo i wiele można się z nich dowiedzieć. Jest też fachowa prasa i interesujące portale fotograficzne.
Tak jak we wszystkim, czym lepszy sprzęt - tym lepszej jakości i rozdzielczości zdjęcia. Zaczynałem od aparatów analogowych, a teraz coraz popularniejsze są aparaty cyfrowe bezlusterkowe. Cena dobrego „bezlusterkowca” zaczyna się w okolicach
7 tys. zł. Do tego nowe „szkła”, czyli obiektywy i koszty rosną. Dobry aparat to ładne zdjęcia. Choć z drugiej strony, niektórzy mówią, że „dobry fotograf to nawet puszką zrobi zdjęcie”. Właśnie przymierzam się do takiego projektu. Widziałem parę zdjęć wykonanych camerą obscura zrobioną z puszki po kawie - to się nazywa fotografia otworkowa i bardzo mi się to spodobało. Wiesza się puszkę z kliszą w jakimś miejscu i po jakimś czasie wywołuje się naświetloną klatkę.
Na pewno łatwiej jest zrobić zdjęcie o odpowiednich parametrach. Dawniej w epoce aparatów analogowych stosowano światłomierze zewnętrzne, ale najbardziej dostępna była tabela naświetleń i trzeba było umieć z niej skorzystać. Podziwiam fotografów, którzy kiedyś obsługiwali koncerty czy wydarzenia sportowe, gdzie liczyło się tempo. Teraz automatyka ustawia aparat, zdjęcie można zrobić bardzo szybko. Jak kiedyś swoim starym aparatem próbowałem fotografować czteroletnią wnuczkę, to zanim ustawiłem ekspozycję i ostrość, ona była już w innym miejscu. Obecnie w dobie fotografii cyfrowej nie ma takich ograniczeń. Nawet telefony mają wbudowane aparaty z cyfrową obróbką.
Dawniej fotografowałem koncerty. Interesowałem się muzyką i starałem się uwieczniać zespoły, które lubię. Gra świateł na scenie i zawody
z kolegami w „fosie” kto zrobi lepsze ujęcie, kto trafi na przykład na „koronę” z oświetlenia na występujących muzykach. To była przygoda. Zawsze fascynowałem się fotografią reportażową, choć z upływem lat potrzebuję więcej czasu, by nabrać dystansu do wykonanych zdjęć. Odkąd współpracuję z grupą Foto-spacery Wrocław zacząłem fotografować ludzi.
Teraz jak robię zdjęcia dla kogoś, to robię ich dużo i proszę: sami wybierzcie. Każdy fotograf jest związany emocjonalnie ze swoim „dziełem”
i trudno mu dokonać wyboru. Na pewno chętnie wracam do zdjęć swoich dzieci i wnucząt, bo widzę jak się zmieniają. Mam parę fotografii z wykonawcami koncertów, które uwieczniałem – z Grzegorzem Markowskim, Krzysztofem Cugowskim czy Muńkiem Staszczykiem. To bardzo miłe wspomnienia.
„Choruję” na „bezlusterkowca” i może w najbliższym czasie uda mi się zrealizować to marzenie.